Medium duszy...



1 komentarze
Dwie piękne kobiety. Jedna maluje farbą, druga słowem.
Sol Halabi i Justyna Koronkiewicz połączone w tym wpisie nie bez powodu.
Obydwie wkradły się do wyobraźni  mojego serca jak dwa barwne, dzikie 
zwierzęta i poruszyły struny, na których tylko one potrafią zagrac...dziękuję.


Przedwiośnie
 Dziś w ogrodzie poczułam, że zima nie ma już więcej siły, 
by walczyć o uznanie dla swojego dalszego panowania.
 Promienie słoneczne nie są tymi samymi co wczoraj, ani 
tymi sprzed tygodnia czy miesiąca. 
Przebijają chmury z większą mocą i spływają na ziemię 
intensywniejszym ciepłem.
 Czuję jak sama roztapiam się pod ich dotykiem. 
Przyjemna pieszczota.
 Wiatr, który ciasno przylega do ciała, niesie zdecydowany
 zapach wczesnej wiosny. 
Przenika przez skórę i krążywe mnie wraz z krwią. 
Poddaję się jego odwewnętrznym pocałunkom. 
Stawiam bosą stopę na śniegu, a na moich policzkach 
niespodziewanie rozkwitają dwa płatki maków.


Kolejną godzinę sypie śnieg. 
Znikają dopiero co przetarte ścieżki, ślady odciśnięte w zaspie obok płotu. 
Nawet sam płot ginie pod kolejną warstwą białego puchu. 
Śniegowe zaspy piętrzą się i układają w pasma, niczym pustynne fale. 
Błyszczące sople rozpływają się w ciepłych dłoniach Tymka. 
W domu jest ciepło i przyjemnie. Przeganiam koty spod kuchennego kaloryfera i z kubkiem gorącej herbaty patrzę przez okno jak zimowy wiatr porywa oddechy, dymy z kominów i roztańczone śnieżne kryształki.


W nocy nad Przedborową przeszła burza. Nasyciła powietrze ozonem. 
Oddech rozpływa się na ustach niczym śmietankowe lody. 
Orzeźwienie. Krople deszczu. Rozmazany świat widziany przez szyby. 
Inne spojrzenie na znaną dobrze rzeczywistość.  (...)


 The Sea Whisperer
Pierzaste żaglowce pływają w kuchennym zlewie. 
Powołane do życia zaklęciami z wody i płynu do mycia naczyń. 
Różdżka dłoni wyczarowuje kolejne statki.
Słoność skrapla się na skórze. Raz po raz język sprawdza autentyczność doznań. 
Bursztynowa poświata na kremowym płótnie firany wchodzi w grę z morską tonią szyby.
 Rośliny mówią do siebie językiem Syren.
Spod krzaka oczaru wystaje rybi ogon, a czarny kot przynosi w pysku srebrną łuskę. 
Brakuje tylko Neptuna z trójzębem, choć gdyby się dobrze przyjrzeć, to Sąsiad z widłami pasuje do jego wizerunku jak ulał. Na horyzoncie kuchennego parapetu zachodzi słońce. 
Żaglowce z piany wracają do swoich nieistniejących portów.
Marzę o szumie morskich fal i wakacyjnym romansie stóp z miękkim ciałem plaży.


Oś czasu za chwilę przekroczy północ. Jest cicho. 
Tak bardzo, że słychać rechot żab przy jeziorze oddalonym o niemal trzy kilometry. 
Przed chwilą wyszłam do ogrodu. Otarłam dłonie o aksamitną zieleń liści. 
Czeremcha.  Noc pachnie dojrzałą czernią. 
I czymś jeszcze...nieuchwytnym , nie dającym się określić...znam ten zapach, ale nie wiem skąd.
  Czujesz czasem taką nutkę w powietrzu? Potrafisz ją nazwać?
Płuca wypełnione tlenem. 
Zasypiam nad paskami papieru. 
Radośnie i lekko plączą się razem z myślami. 
Z podziękowaniem ukrytym w uśmiechu.(…)


(...) Więc są...dźwięki spadają na mnie jak nitki pajęcze. 
Oplatają delikatnie jedwabnym kokonem.  
W ich wnętrzu jest ciepło i przytulnie.
 Nie trzeba już nigdzie się spieszyć, niczego robić. 
Ciało wyjęte z codzienności, odpoczywa. 
Ulegam błogiemu odrealnieniu.
 Zawieszona na chwilę na pięciolinii myśli, 
przenikam srebrne przestrzenie znaczeń. 
Zaglądam do wnętrza Obrazu...
Niewysłowienie. 
Niedowierzanie. 
Ciągłe nienasycenie.(...)


Ślady na śniegu.
 Spontaniczność. Błysk decyzji i już śnieg spływa chłodną kroplą po policzku.
 Moja wilcza natura kieruje samotne kroki w stronę bezkresnej bieli.
Wolność, zastygła w ostatnim czasie pośród mieszkalnych murów,
wyrywa się z duszy ku otwartym przestrzeniom.
 Świeże powietrze napływa do nozdrzy, rozsadza płuca euforią.
Zatracam się zupełnie w gęstniejącym śniegu.
 Zostawiam ślady, które już po chwili nikną starte wiatrem.
 Buty mam pełne śniegu, kiedy brnę przez kolejną zaspę.
Wiosenny spacer niczym przeprawa przez biegun polarny. Phi!
 Śmieję się i śpiewam na cały głos, bez obawy, że komuś niechcący pokaleczę uszy.
Do jeziora docieram z posiwiałymi rzęsami i zimnem wplecionym we włosy.
Roziskrzona lodem tafla wygląda jak klejnot. Nieśmiało w sercu pojawia się zachwyt.
Przywieram plecami do ogromnej brzozy. Czuję jak drży z zimna.
Ogrzewamy się przez chwilę oddechami. Trwamy we wzajemnym zasłuchaniu.
Mgła zaciera kontury reszty świata. Jestem tu sama.
Wokół cisza i spokój.
Tylko staw przemawia głuchym dudnieniem. Pęka pokrywa lodu.
 Do domu przynoszę zapach zimy.
Czerwień na policzkach i kilka iskierek przyklejonych do kurtki.
 Dotlenione serce bije radośniej.




1 komentarze:

Anonimowy at: 26 kwietnia 2014 12:22 pisze...

To niewiarygodnie cudowne połączenie dwóch dusz...... połaczenie słowa z obrazem jeszcze bardziej,dogłębniej brzmi w mojej duszy - jakbym dwa razy mocniej mogła odczuwać coś, co ciężko odczuć niektórym ludziom w ogóle... Uwielbiam ... czekam na ciąg dalszy... Przekazuję moc pozytywnej energii abyście mogły tworzyć więcej.... i więcej.... :) Marzena

Prześlij komentarz

newer post older post